Bo są rzeczy ważne i ważniejsze – ubezpieczenie na życie
Boli, naprawdę boli, kiedy człowiek słyszy przykre historie ze swojego bezpośredniego czy też pośredniego otoczenia. Tym bardziej, że na co dzień staram się opowiadać, wyjaśniać, uświadamiać, a nawet edukować w kwestiach zabezpieczenia finansowego bliskich na wypadek, gdyby danej osobie miałoby stać się coś złego. Ubezpieczenie na życie to nie jest fanaberia, kaprys. To odpowiedzialna decyzja, ale nie każdy potrafi ją podjąć.
Ten wpis jest nieco bardziej emocjonalny, ale nie może być inaczej. W ostatnim czasie miałem kilka przykładów na to jak bardzo brak zdrowego rozsądku przekłada się na losy innych ludzi. Pierwsza historia dotyczy mężczyzny, który zdecydowanie przedwcześnie odszedł z tego świata. To akurat nie mój bezpośredni znajomy, ale całą sytuację znam od osób z nim związanych.
Kubeczki eko a dach nad głową
Wyobraźcie sobie, że ów mężczyzna, który miał około 40 lat, dwójkę dzieci, w tym jedno w wieku przedszkolnym, pewnego dnia zasnął po pracy na kanapie i po prostu się już nie obudził. Młodsza córka znalazła swojego nieżyjącego tatę. Chciała go obudzić, aby się z nią pobawił, ale to już nigdy nie nastąpi. Bardzo przykra sprawa, ale jeszcze smutniej zrobiło się później.
Okazało się bowiem, że ten mężczyzna, wydawać by się mogło z opowiadań, prawdziwa głowa rodziny, nie pomyślał w jakie problemy może wpędzić swoich bliskich. W myśl zasady „mnie to nie dotyczy”, „pomyślę o tym za pół roku” itp. facet po prostu nigdzie nie był ubezpieczony. Nic, kompletnie nic nie zostawił swojej małżonce i dwójce małych dzieci. Mieszkanie wynajmowali. W momencie, gdy zostali bez pensji i wsparcia zmarłego męża oraz ojca stało się jasne, że muszą poszukać innego dachu nad głową. Kobieta wzięła, więc dzieciaki i przeprowadziła się do mniejszego miasta. Dokładniej to do swoich rodziców.
Ten mężczyzna wolał za życia zwracać uwagę na to, żeby pić z bardziej ekologicznych kubeczków niż z tych plastikowych. I ok, to są też ważne rzeczy, aby troszczyć się o środowisko i otoczenie, w którym żyjemy. Jednak podstawą zawsze musi być solidne zabezpieczenie egzystencji. Jako pierwsze powinno pojawić się ubezpieczenie na życie, a dopiero w kolejnych krokach zabezpieczenie majątku i troska o kondycję naszej planety. Co tej rodzinie po tych ekologicznych kubeczkach w tym momencie?
Kiedy wybierasz papierek a nie ubezpieczenie na życie
Druga historia z ostatnich tygodni nie jest może tak dramatyczna, ale pokazuje jak bardzo można lekceważyć pewne kwestie. Mianowicie potrzeba ubezpieczenia na życie została sprowadzona do kwestii posiadania papierka. Tak to określam, bo nie ważne co się ma. Nie ważne jaki jest zakres i za co się płaci. Najważniejsze, że „coś” jest, kosztuje to 30 zł oraz pozwala na złudny spokój, gdy leży na półce w pokoju.
Młodzi ludzie, zaledwie 3 lata po ślubie. Mają synka, który ma nieco ponad 2 latka. Wśród zobowiązań najwyższą pozycję zajmuje kredyt hipoteczny. Wartość zadłużenia około 250 tysięcy zł. W ramach ubezpieczenia z banku jest pokrycie z tytułu zgonu, ale sama formuła umowy polega na corocznym, automatycznym odnawianiu polisy. No i co gorsze brakuje jakichkolwiek innych świadczeń. Gdyby przytrafiła się jakaś poważna choroba albo trwałe inwalidztwo, to pozamiatane.
Przecież chyba sami przyznacie, nie wgłębiając się w szczegóły, że dojście do zdrowia kosztuje. Kosztuje nie mało. Może to być w ogóle walka o życie, ale może to być walka o powrót do normalności. Tak jak w przypadku rehabilitacji po udarze mózgu. Mając tak małe dziecko nie można lekceważyć żadnej sytuacji. Po nieszczęściu dopiero będą myśleli o tym skąd wziąć na życie, na edukację, na przyszłość tego synka? Pierwsze co zrobią to polecą czytać wspomniany papierek, czy tam są kwoty, które pomogą pokryć kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy zł wstępnych kosztów. Pojawi się tylko zdziwienie i żal, że właściwie to tam nic nie ma.
Nie chcę takiej odpowiedzialności za życie innych
Pretensje też by były. Nie do samych siebie. No może po jakimś czasie, ale najpierw do wszystkich innych. Do kolegi, bo przecież mówił, że ma fajne ubezpieczenie na życie za te 30 zł. Do rodziny, że za wczasu nie pomogła oraz że nie jest w stanie pomóc po fakcie. Oczywiście byłyby też do mnie, bo co ja im zaproponowałem skoro to nie pokrywa ich obecnych potrzeb.
Dlatego od razu mówię, że ja w takich sytuacjach po prostu nie oferuję nic. Chcą się bawić w papierki, to śmiało, ale nie ze mną. Sumienie by mi nie pozwoliło na takie coś. To zbyt duża odpowiedzialność. Te myśli później w stylu „a mogłem spróbować inaczej”, „gdybym to inaczej przedstawił”, „zostali bez wsparcia przeze mnie”. Po co to potrzebne? Każdy odpowiada za siebie, ja mogę doradzić, pomóc, ale tak, żeby mieć na względzie dobro osób, które chcą mi zaufać. Mam nadzieję, że w pewnym momencie ci młodzi ludzie zrozumieją co jest ważne, a co ważniejsze i ich historia nie skończy się jak ta u tego opisanego na początku zmarłego mężczyzny i jego rodziny.